czwartek, 13 sierpnia 2015

"Służące" Kathryn Stockett




Druga bardzo pozytywna recenzja pod rząd? Czyżbym tylko udawał początkującego blogera, a tak naprawdę był marionetką w rękach zdradzieckich wydawców? Możecie spać spokojnie i nie martwic się dennymi pseudo teoriami spiskowymi waszego(wcale nie) ulubionego recenzenta, bo żaden wydawca nie chiałby takiej miernoty zatrudniać. Po prostu "Służące" są powieścią piękną oraz pełną ciepła. Do tego są również swoistą bombą emocjonalną, która  niejednokrotnie wywoła na twarzy uśmiech, ale i równie często wzruszy do łez.


Lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku, Missisipi. Czasy segregacji rasowej, która będzie dopiero zniesiona  za pomocą między innymi Martina Luthera Kinga. Niewolnictwo zniesiono, ale kolorowych wciąż traktuje się jak gorszy sort ludzi Właśnie w tych okolicznościach mamy okazję poznać bohaterki, które będą towarzyszyć nam do końca powieści. Na pierwszy ogień idzie Aibileen, starzejąca się czarnoskóra pomoc domowa, której niedawno umarł syn. Większość służących całe życie przepracowuje u jednej rodziny, jednak nie Aibileen, której głównym zadaniem jest opieka nad dziećmi. Każde z nich kocha jak swoje własne, jednak zawsze odchodzi od rodziny, gdy dzieci są na tyle duże, że zaczynają dzielić ludzi ze względu na kolory. Nie może  znieść  jak dziecko które sama wychowała zaczyna postrzegać ją inaczej, tylko ze względu na karnację. Aibee poznajemy, kiedy opowiada o soim najnowszym "małym białasku"( całkiem serio zakochałem sie w tym określeniu jest prze-u-ro-cze) Mae Mobley. Mae Mo jak ją zwykła nazywac nasza bohaterka pięknością nie grzeszy, do tego jest pulchniutka nawet jak na dwulatka. Matka totalnie nie interesuje się swoim brzydalkiem, dlatego ciężar wychowania małej spada na pomoc domową.
Kolejną bohaterką jest Minny. Również czarnoskóra służąca. Podobnie jak Aibileen dość często zmienia pracę. Niestety nie robi tego dobrowolnie; wylatuje przez swój cięty język. Jest typem awanturnicy, która wie, że nie powinna odszczekiwac się "białym paniom"; mimo wszystko  robi to. Nieufna  i bezpośrednia. Gdyby stereotyp czarnoskórej kobiety byłby osobą, byłaby to właśnie ona. Z Minny spotykamy się w dość nieprzyjemnej sytuacji. Zostaje wyrzucona z jedynego domu, w którym pracowała dłużej niż rok(wiwat niedosłyszące pracodawczynie!). Niestety pani Walters(wspomniana wczesniej pracodawczyni) zostaje deportowana ze swojego gniazdka do domu straców przez córkę, Hilly, panienkę tak "miłą", że  Joffrey Barethon może się schować. Zresztą ta żmija, "pomoże" Minny pozostać bezrobotną.
Ostatnią z głównych bohaterek jest Eugenia "Skeeter" Phelan. Dla odmiany biała kobieta( Tfu, czy tylko ja źle się czuje pisząc biały/czarny, człowiek to charakter nie kolor jego skóry ;-;). Wychowana przez pomoc domową. Jedna z nielicznych kobiet, które traktują osoby o innym kolorze skóry na równi z sobą. Marzy o karierze dziennikarki. Pod koniec studiów wysyła CV do wydawnictwa Harper and row. Jak się łatwo domyślić niedoświadczona, świeżo co po studiach kandydatka nie ma szans. Po paru miesiącach dostaje list z odmową, jednak z pewną propozycją. Redaktor, która otrzymała list Skeeter zafascynowana jej śmiałością, prosi o list zwrotny z tematami o których panna Phelan chcialaby pisać. Pierwsza tura, zawiera banalne odpowiedzi jak alkoholizm, czy rosnąca liczba wypadków na drogach. Po otrzymaniu listu od zawiedzionej pani redaktor Skeeter zamierza napisac o czymś, co naprawdę ją rusza. Postanawia zredagowac wywiad o tym jak trudno jest być kolorowym w Missisipi(pomysł pochodzi od Aibileen). Wysyła próbkę tekstu do  wydawnictwa. W odpowiedzi słyszy, że tekst ma szansę zostać wydany, ale jako ksiązką będąca nie jednym, a serią wywiadów. Skeeter musi zebrać dwanaście służących...

"Służące" są książką wyjątkwowo emocjonującą. Jako osoba, która całym sercem popiera ideę równosci rasowej( rasa, to kolejne słowo, obok podziału na białych i czarnych, któręgo nie lubię) wielokrotnie zaciskałem pięści czytając o okropnościach, jakie te "inteligentne białe panie lepsze od czarnuchów" wyprawiały swoim pomocom, uważając się za lepsze, jednocześnie będąc tylko władczymi potworami. Na szczęscie Stockett nie popada w skrajności, i mamy również mnóstwo historii dobrych, o wzajemnym szacunku, wsparciu emocjonalnym. Wiele z opowieści przedstawionych w "Służących" ściska za serce. Najsmutniejsza chyba jest opowieść starej, emerytowanej służącej, o tym jak podczas wojny będąc jeszcze małą dziewczynką  schowała się w kufrze razem z córką jej właścicieli. Zostały najlepszymi przyjaciółkami, a kilka lat temu, gdy umarła, czarną pomoc zaproszono jako gościa honorowego. I tutaj dochodzimy do jedynego minusu jaki udało mi się wynaleźć. Relacje służących nie są nam przybliżane. Dobrze poznajemy jedyie historię Minny i Aibileen, z racjii tego jaką narrację ma ksiązka, jakieś rozwinięcie ma również wątek Louvenii, ale tylko i wyłącznie z racji towarzystwa w jakim obracają się służącę. Inne przytoczone sa w pojedynczych zdaniach. Wydawac sie może, że "Służące" są opowieścią wyjatkowo smutną. Otóż nie, przemyślenia służących niejednokrotnie wywołają usmiech na twarzy, a z kart powieści bije takie ciepło, że trudno uwierzyć jakie okropieństwa dzieją się jako tło dla wydarzeń książki. Zresztą tło i drugi plan są tutaj wyjatkowo mocno nakreślone. Większośc postaci wystepujących u Stockett ma własny, mocno zarysowany charakter a miasto żyje własnym życiem. Powieść będzie rajem dla osób które lubią nieśpieszne tempo fabuły, na tle codziennych wydarzeń.

Zakochałem się w języku powieści. Służące i ich rodsziny, które posługują się językiem potocznym i często niepoprawnym("Mama, daj mi kawałek torta, głodnam żem" wygrało wszystko) dodają tylko autentyczności powieści. Z moich ust to duża pochwała, ponieważ w mojej obecności wystarczy powiedzieć"wziąść"by zostać poprawionym(co daje mi wizerunek pseudo mądrego dupka, ale mniejszaz tym),  a tutaj po raz pierwszy usmiechnąłem się, gdy użyto "bynajmniej" w zastępstwie za "przynajmniej. Wielkie brawa dla tłumaczki, gdyż w oryginale język potoczny również występował , ale zaadaptowanie tego na język polski to nie lada wyzwanie. A pani Hesko-Kołodzińska świetnie sobie z tym poradziła

Powieść czyta się szybko, do tego zaskakująca przyjemnie(co jest olbrzymim wyczynem, zwłaszcza ze względu na tematykę powieści). Okładka nie jest wymyślna, ale za to wyjątkowo śliczna. Jednym słowem mamy doczynienia z lekką i przyjemną opowieścią podaną z  pięknym przekazem. Do tego- co bardzo lubię- jest grubiutka jak sama Mae Mobley(ma ponad 580 stron). Powieśc która zagra na waszych emocjach i zostanie w serduchach na długo. Z czystym sumieniem daję jej 8,75/10. 

Dane
Autor: Kathryn Stockett
Tytuł: Służące
Ilość stron: 584
Wydawnictwo: Media Rodzina 

2 komentarze:

  1. Przepiękna opowieść! Również jestem w niej zakochana, coś wspaniałego!
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie (http://jeszczejedenrozdzial.blog.pl/)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za odpowiedź :D
      Na pewno w najbliższym czasie do Ciebie wpadnę.

      Usuń